piątek, 16 marca 2012

Rozdział 3

Harry Edward Milward Styles

''HARRY ! HARRY ! ZACZEKAJ !''

Wszędzie poznałbym ten głos... To na pewno był Jej głos, który przemawiał do mnie rok temu, ale jednak nie zapomniałem jak on brzmi... Był taki delikatny... W jedynym momencie odwróciłem się, rozejrzałem w poszukiwaniu Jej. Jednak nikogo nie widziałem... Zrezygnowany udałem się w kierunku wejścia i poszedłem do Naszej garderoby. Chłopcy już byli ubrani i uczesani, tylko ja jeszcze zostałem, chwyciłem ubranie przyszykowane przez stylistki i ubrałem je. Potem usiadłem na krześle obrotowym i stylistki układały mi włosy. W między czasie też rozmawiałem z chłopakami.
-gdzie Cię wcięło na tym parkingu, że tak długo Cię nie było?-spytał Liam.
-ym, słyszałem jak, ktoś mnie woła
-Harry, kochanie to chyba jasne, że wszyscy krzyczą Twoje imię, bo jesteś sławny-powiedział Lou przegryzając marchewkę.
-Lou, ale to nie były głosy fanek
-no, a kogo?-spytał Liam z poważną miną.
-to była Ona, to był Jej głos
-Harry to nie mogła być ona...-mówił Zayn
-no właśnie, przecież Twoja mama mówiła, że wyjechała do Polski..-powiedział Niall pożerając żelki.
Chwilę później...
-Hazz, dostałeś esemesa-powiedział Zayn trzymając w ręku mój telefon.
Chciałem wstać, ale stylistka zaczęła się na mnie wydzierać ''Nie ruszaj się!''
-to może ja przeczytam-wyrwał telefon Zaynowi, Lou.
''Chciałam Ci/Wam życzyć powodzenia na waszym pierwszym koncercie.
Być może niedługo się zobaczymy.
Ps.Pamiętaj NIGDY o Tobie nie zapomniałam. Ann. xx''
Szybko wstałem z krzesła i wyrwałem telefon Louisowi... Przeczytałem to jeszcze raz ale w myślach.
Nie mogłem uwierzyć w to, że już niedługo Ją zobaczę. Nie mogłem uwierzyć w to, że do mnie napisała. Nie mogłem uwierzyć w to, że mnie pamięta...
Kliknąłem ''odpisz'' i zaczęłam wystukiwać na telefonie litery :
''Ann, też o Tobie NIGDY, ale to NIGDY nie zapomniałem.
KOCHAM CIĘ ! Hazz. xx''
W ostatniej chwili się powstrzymałem i zacząłem kasować to co napisałem...
-hallo!-pomachał mi przed oczyma Niall.
-hmm, sorry zamyśliłem się
-rusz się zaraz wychodzimy-pospieszyli mnie na raz chłopcy. Zabrałem się za Nimi i skierowaliśmy się za kulisy. Tam stał facet i odliczał ''Trzy...Dwa...Jeden...Wchodzicie...!''. Wbiegliśmy na ciemną, nie oświetloną scenę, ustawiliśmy się. I za chwilę zapowiadał Nas ten sam głos, który odliczał :
''A o to przed Wami jedyni niepowtarzalni ONE DIRECTION !''
Wszystkie reflektory zostały oświetlone i skierowane wprost na Nas. W jednej chwili ogromnie piski i krzyki. Z głośników już wydobywały się pierwsze dźwięki utworku, który miał rozpocząć naszą trasę, a mianowicie ''One Direction - Up All Night'', po skończonym pierwszym utworze zaczęliśmy śpiewać kolejne między innymi ''Moments'', ''More Than This '', ''Taken'', ''Tell me a lie'', ''Grenade''-Bruno Marsa i jeszcze inne. No i w końcu przyszła pora na ''What Makes You Beautiful''.
Pierwsze dźwięki, od razu przypominają mi chwile spędzone z Ann. Ta piosenka przypomina mi wszystkie nasze chwile spędzone ze sobą. Śpiewaliśmy ''nananana'', a fani z Nami. Cieszyło mnie to, dodawali mi sił. Rozejrzałem się przed siebie, gdy mój wzrok przykuła osoba stojąca na uboczu. Przyjrzałem się dokładnie...
Nie mogłem w to uwierzyć, to była Ona...
Stała tam, stała i patrzyła na mnie uśmiechając się tym swoim cudownym uśmiechem, od razu trema minęła i zacząłem śpiewać patrząc na Nią.
''Baby You light up my world
like nobody else
the way that you to flip your hair
gets me overwhelmed
but when you smile at the ground
it ain't hard to tell
You don't know oh oh
You don't know, You're beautiful!''
Dzięki Niej trema minęła. Nie było, żadnej wtopy, wszystko poszło tak jak chcieliśmy.
Dokończyliśmy piosenkę, i przyszła pora na zakończenie, które zacząłem śpiewać.
''That's what makes you beautiful!''
Lekko spuściłem wzrok. Spojrzałem w kierunku gdzie Ona stała.
Lecz...lecz...jej tam nie było.
W jednej chwili zniknęła mi z oczu...
W jednej chwili wyparowała, jak ostatnia kropla wody...
W jednej chwili rozpłynęła się...
Czyżby to był wytwór mojej wyobraźni?!
Nie, to nie może być prawda... Ona tam na pewno stała...
Szybko jeszcze rozejrzałem się w poszukiwaniu Jej, jednak nie było jej, nie zauważyłem tych blond włosów rzucających się w oczy, tej pięknej twarzy... Pożegnaliśmy się z fanami i światła zgasły, a My zeszliśmy ze sceny, wparowaliśmy wszyscy do garderoby i każdy rzucił się na kanapę bądź fotel.
Ja tylko spokojnie wszedłem do garderoby i zająłem miejsce na fotelu, który był wolny.
-nareszcie-powiedział Zayn opadając na kanapę
-nie czuję gardła-powiedział Niall chwytając się za gardło i biegnąc w stronę stolika na którym było jedzenie.
-YEA!-darł się Tomlinson-nasz pierwszy koncert mamy za sobą!-darł się pożerając marchewkę. Daddy Direction wstał z kanapy na której siedział i zaczął uspakajać pana Marchewę.
Powolnym krokiem wstałem z fotela, chwyciłem telefon i wyszedłem na korytarz i siadłem na krześle, żeby mieć chwilę spokoju. Wszedłem w folder ze zdjęciami i włączyłem jedno, na którym była ona, umazana tortem z moich szesnastych urodzin. Wyglądała tak pięknie nawet z tortem na twarzy, a towarzyszył przy tym jej uśmiech.
-Stary, co jest ?-spytał Zayn zajmując miejsce obok mnie.
-widziałem ją-powiedziałem zapatrzony w zdjęcie
-Kogo? Ann?
-tak, Zayn Ona tu była-na samą myśl o tym, że ją zobaczyłem pojawił się lekki uśmiech na mojej twarzy.
-Harry, zapomnij o Niej...przecież Twoja mama mówiła, że wyjechała-mówił klepiąc mnie po ramieniu, w międzyczasie wstając z krzesła
-KURWA! Nigdy o Niej nie zapomnę!-krzyknąłem do Niego i wyszedłem na zewnątrz.
Siedziałem na murku, na dworze przed budynkiem. Zastanawiając się czy zadzwonić do Niej, już chciałem dzwonić, ale powstrzymałem się. Bo co miałem jej powiedzieć?!
Obok mnie nagle nie wiadomo skąd znaleźli się chłopcy. Którzy darli się, że jedziemy do hotelu i mam zabierać swój tyłek z murku i pakować go do samochodu. Tak też zrobiłem, wpakowałem się razem z czubami do samochodu i pojechaliśmy w stronę hotelu. Po piętnastu minutach byliśmy już na miejscu. Zabraliśmy nasze walizki z samochodu i udaliśmy się w stronę recepcji gdzie mieliśmy odebrać karty do otwierania drzwi. Po chwili dostaliśmy karty i udaliśmy się do windy, która zawiozła nas na czwarte piętro. Wysiedliśmy z niej i udaliśmy się w poszukiwaniu pokoi. Na drzwiach zobaczyłem nasz numerek ''101'' zawołałem chłopaków, oni zaraz obok nas mieli pokój bo ''102''. Lou przejechał kartą w miejscu otwierania i weszliśmy do Niego z walizkami. W pokoju, jak w pokoju hotelowym dwa łóżka, łazienka, szafy, telewizor.
Od razu po wejściu otworzyłem moją walizkę i wyciągnąłem z niej czyste ubranie, po czym skierowałem się wziąć długi i orzeźwiający prysznic.
W głowie ciągle miałem obraz przedstawiający Ją na dzisiejszym koncercie...

5 komentarzy:

  1. Kocham to ! Dodaj szybko następny ! Czekam... Oni muszą się w końcu spotkać ! ;D ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział ! Szybko dodaj następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. rozdział jest genialny ! Czekam na następny ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie piszesz ! czekam na next'a

    OdpowiedzUsuń